niedziela, 2 marca 2014

Oszczędzanie


Jeśli postawicie sobie cel taki jak ja, to jedno jest pewne – oszczędzanie. Ja w swojej jakby to nazwać „karierze” zaliczyłem już nawet kilka odmian tej rozległej i skłaniającej do kreatywności sferze.

  1. Totalny nieład i rozrzutność w mało rozsądnych kwestiach – od tego zaczyna chyba każdy, żyjemy sobie w błogiej nieświadomości o tym ile i na jak bezsensowne rzeczy wydajemy. Potem wychodzą takie kwiatki jak kilkaset złotych wydane na prezenty dla nie wiadomo kogo lub jedzenie na mieście warte kwotę pozwalającą nie umrzeć z głodu przez 2 miesiące („te parę kawałków mięsa w KFC?!”). Może i ta świadomość jest błoga, ale na pewno nie w przypadku gdy dążymy do posiadania większej kwoty odłożonych pieniędzy (jakoś nie lubię słowa „bogactwo”, a najbardziej tu by pasowało). Wiecie dlaczego bogaci ludzie mają pieniądze? Bo ich nie wydali :). Coś w tym jest, prawda?
  2. Skąpstwo – w skrajności w skrajność. Mnie też to nie ominęło, aczkolwiek nie żałuję i nie widzę żadnego powodu dla którego miałbym żałować. Traktowałem to jak swego rodzaju zabawę, np. byłem ciekawy czy uda mi się przez tydzień jeść za 3 zł dziennie, udało się i bynajmniej nie była to głodówka. Dosłownie rozliczanie każdego grosza i nie kupienie paczki chusteczek za 80 groszy bo przecież można za 50. I chociaż nie zaprzeczę, że zamykanie się w miesięcznych wydatkach w kwocie nie przekraczającej tysiąca złotych (łącznie z wynajęciem pokoju w dużym mieście i samodzielnym utrzymaniem się) powoduje duży uśmiech na koniec każdego miesiąca to jednak po jakimś roku zacząłem trochę odpuszczać bo czy naprawdę warto zabijać się o te 30 groszy na chusteczkach? Aczkolwiek była to dla mnie fajna szkoła z której wyniosłem bardzo dużo i wiem, że jak się chce to się da.
  3. Optymalizacja – nie chcę mówić, że jest to złoty środek, bo może dojdę do czegoś lepszego za jakiś czas, ale na tę chwilę myślę, że to jest to. Te podejście nazwałem dość tajemniczo, ale jednak trafnie opisuje sens czyli po prostu optymalne decyzje. Chce mi się pić? Dobrze, kupię tę wodę za 3 złote, ale na co dzień staram się zawsze zabierać coś do picia z domu (najczęściej piję po prostu przegotowaną wodę z czajnika). Cały dzień na uczelni a nie mam ze sobą nic do jedzenia? No niech będzie – kupię kanapkę za te 6 złotych, ale drugie 6 zainwestuję w plastikowe pudełko w którym będę brać zawsze coś do zjedzenia z domu. Ostatnio doszczętnie zepsuł mi się komputer – trudno, kupiłem nowy. Oczywiście mógłbym być cały dzień spragniony, głodny a z komputera korzystać w uczelnianej czytelni, ale po co? Chyba jedynie tylko dla idei, bo tak naprawdę korzystne ekonomicznie to chyba nie jest, gdy człowiek głodny to umysł gorzej pracuje i te sprawy... :).


Póki co trzymam się etapu trzeciego. Istnieje tutaj jednak cienka granica za którą mamy zjawisko zwane inflacją stylu życia czyli jeśli zarabiamy jakieś większe pieniądze to je wydajemy „bo przecież nas stać”. W efekcie zarabiamy więcej ale odkładamy tyle samo, a może i mniej. Przyznam się, że czasem czuję te balansowanie między optymalizacją wspomnianą inflacją. To zupełnie jak z tą prawdziwą: jakaś niewielka inflacja musi być bo to dobrze stymuluje wzrost gospodarczy (sorry, musiałem, w końcu jestem na studiach ekonomicznych :)) ale gdy wymknie się spod kontroli no to katastrofa.

Mam też spojrzenie na moich rówieśników, powiem szczerze – dla mnie tragedia. Niestety, 90% ludzi w okolicach 20 roku życia których znam, nie potrafi zaoszczędzić nawet 10 złotych na miesiąc. No ale cóż, każdy ma inne spojrzenie.

A Ty? Na którym z etapów jesteś? Może odkryłeś już nawet czwarty i kolejne? :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz